Weekend majowy i kilkanaście ostatnich dni kwietnia były dla nas bardzo intensywnym czasem spędzonym na oprowadzaniu wielu wycieczek po zatłoczonym i głośnym Krakowie.
Czy może być zatem coś lepszego niż wyjazd na łono natury po tak intensywnym okresie?
Wydawnictwo Bezdroża chyba „czyta” w naszych myślach. Właśnie odebraliśmy przesyłkę z jedną z najnowszych publikacji tego wydawnictwa, „Dzika Polska. Tam, gdzie wciąż rządzi natura” autorstwa p. Magdaleny Dziadosz.
Ciekawi jesteście, czy książka ta może Was zainspirować do odkrywania miejsc poza utartymi szlakami, żeby się zrelaksować, naładować baterie i przy okazji „odkryć” miejsca zupełnie dla Was nowe?
Pierwsze wrażenie
Intrygująca okładka i ciekawe zdjęcia. Na rozkładanej okładce wewnętrznej zamieszczono mapę fizyczną Polski i zaznaczono na niej 72 miejsca, które opisane są w książce. Następnie zamieszczono spis treści z podziałem na Wybrzeże Bałtyku i pas pojezierzy, Niziny Środkowopolskie, Wyżyny, Kotliny Podkarpackie, Sudety i Karpaty. I tu zabrakło nam dwóch stron, na których po kolei zaznaczono by numer trasy, co to za trasa i na której stronie w książce została ona opisana. Dzięki temu łatwiej można by trafić na opis interesującego nas miejsca.
Czy w Polsce znajdziemy jeszcze dzikie miejsca?
Określenie „dzikie miejsca” kojarzą nam się na ogół z miejscami niedostępnymi. Te opisane w książce są dostępne, ale na szczęście -w większości- nieskomercjalizowane. Autorka zaprasza również w miejsca, które powstały na skutek działalności człowieka, jak np. Jezioro Szmaragdowe w Puszczy Bukowej. Określenie, że jest to „dzika Polska” jest trochę na wyrost. Ale w sumie nam to jakoś nie przeszkadza, ponieważ opis tego miejsca zaciekawia i mamy ochotę, planując nasz pobyt filmowy w Szczecinie, na pozostanie w tamtych okolicach o dzień dłużej i na wycieczkę do Puszczy Bukowej i Jeziora Szmaragdowego.
Pomysłów na wyjazdy do miejsc, „gdzie wciąż rządzi natura” jest w tej książce całe mnóstwo. Cieszy nas, że powstało opracowanie, w którym zachęca się ludzi do aktywnego wypoczynku – w ciszy, wśród odgłosów przyrody. W końcu cisza staje się dobrem luksusowym.
Podsumowanie
Książka ta jest kopalnią pomysłów, dokąd się wybrać, by uciec od tłumów, hałasu i mieć kontakt z naturą w przypadku niemal wszystkich opisanych miejsc. Zawarte porady „kiedy jechać” zdecydowanie ułatwią planowanie, zwłaszcza w przypadku tych miejsc, które położone są blisko dużych miast. Opisy tras są ciekawe, dobrze się je czyta.
Czego w tej książce nam zabrakło? Map i opisu długości tras i/ lub orientacyjnego czasu potrzebnego na jej pokonanie.
Niemniej jednak, książka ta będzie dla nas bardzo pomocna, by planować wyjazdy w taki sposób, żeby po intensywnej pracy nad filmem o danym mieście, wyruszyć na jego obrzeża – te bliższe i dalsze i aktywnie regenerować siły wśród natury.
Dziękujemy Wydawnictwu Bezdroża za możliwość zapoznania się z tą książką.
Zapraszamy do komentowania na naszym profilu na Facebooku. Oto link:
W bardzo mroźny dzień, 21 stycznia 1945 roku, ze stacji Goleszów, wyruszył dwuczęściowy wagon towarowy. W jego wnętrzu znajdowało się blisko stu wychudzonych, przemarzniętych więźniów. Byli ubrani jedynie w obozowe pasiaki i okryci kocami, które do tej pory służyły im jako okrycie na drewnianych pryczach, na których sypiali. Historia podobozu KL Auschwitz – Arbeitslager Golleschau dobiegła końca.
Czym był podobóz w Goleszowie
O ile wiedza o głównych obozach kompleksu Auschwitz-Birkenau jest powszechna na całym świecie, to wiedza o 40 jego podobozach jest niewielka. Szczególnie tych położonych dalej od Oświęcimia.
Jednym z takich podobozów był obóz w Goleszowie (niem. Golleschau), miejscowości położonej 9 km na wschód od cieszyńskiego rynku.
Powstał on w lipcu 1942 roku na terenie cementowni założonej na przełomie XIX i XX wieku, wykorzystującej pobliskie złoża wapnia i margla. Do wybuchu wojny cementownia w Goleszowie zatrudniała ponad 1,5 tysiąca robotników, a jej produkcja wynosiła ok. 35 tys. ton cementu rocznie.
Armia niemiecka zajęła Goleszów 2 września 1939 roku. Cementownia początkowo pracowała normalnie. Polityka okupanta polegająca m.in. na przymusowym wcielaniu do Wehrmachtu sprawiła, że zakład tracił swoich pracowników i produkcja cementu była coraz mniejsza. Tymczasem cement miał znaczenie strategiczne, służył m.in. do budowy umocnień czy bunkrów np. na Wale Atlantyckim.
Utworzenie KL Auschwitz – Arbeitslager Goleschau
Latem 1942 roku cementownię przejęło SS i zdecydowało się zastąpić brakujących robotników więźniami z obozu w Auschwitz. W lipcu 1942 przybyły kolejno dwa transporty, łącznie 21 polskich więźniów, którzy mieli dostosować część cementowni do roli obozu pracy podległego bezpośrednio komendantowi obozu w Auschwitz.
Na terenie cementowni specjalną taśmą wyodrębniono część, w której przebywali wyłącznie więźniowie, którzy za próbę przekroczenia jej byli karani śmiercią. Budynek dawnych pieców przekształcono na część mieszkalną, przy której utworzono plac apelowy. Po drugiej stronie placu zbudowano barak dla SS. Terenu pilnowali strażnicy na czterech wieżach. Gdy prace przygotowawcze dobiegły końca, z Auschwitz zaczęły przybywać kolejne transporty więźniów, w większości Żydów pochodzących z Czech, Francji czy Węgier. Pod koniec 1942 roku było ponad 400 więźniów, by dwa lata później osiągnąć maksymalną liczbę ponad 1100.
Część wieźniów pracowała na terenie cementowni, wielu jednak codziennie wychodziło do pracy do kamieniołomu, który był podzielony na cztery sektory. Dodatkowe komando więźniów nieustanie budowało nowe trasy dla wagoników transportujących wapień i margiel z okolicznych kamieniołomów. Przystąpili również do budowy kolejki linowej do transportu kamienia, która jednak została uruchomiona dopiero po zakończeniu wojny.
Praca, z wyjątkiem okresu zimowego, odbywała się na dwie zmiany – pierwsza od 4 rano do godz 12 i druga od godz. 12 do godz. 20. Więźniowie byli skrajnie wyczerpani pracą, osłabieni marnym wyżywieniem, które wydawano według tych samych norm, jak w głównym obozie Auschwitz. Wielokrotnie dochodziło do bicia więźniów i egzekucji, szczególnie po nieudanych próbach ucieczek. Najsłabszych więźniów początkowo wysyłano do uśmiercenia w Auschwitz, w późniejszym okresie zabijano ich także na miejscu zastrzykami fenolu.
Robotnicy pracujący w nieobozowej części cementowni i mieszkańcy Goleszowa wielokrotnie pomagali więźniom, szczególnie dostarczając żywności i lekarstw. Pod koniec 1944 roku okrucieństwo strażników osłabło, część strażników SS zastąpiono żołnierzami Wehrmachtu.
Co miał wspólnego Oskar Schindler z likwidacją podobozu w Goleszowie?
Końcowy etap w historii Arbeitsager Golleschau zaczął się w dniach 18 i 19 stycznia 1945, kiedy to z obozu wymaszerowały kilkusetosobowe kolumny więźniów. Był to tragiczny, słynny „marsz śmierci”. Więźniowe obozu goleszowskiego mieli przejść pieszo ponad 60 kilometrów do Wodzisławia, gdzie czekały na nich otwarte wagony towarowe. Wielu z nich zmarło, zanim dotarło do pociągu, wielu zmarło już w trakcie przejazdu w głąb Niemiec otwartymi wagonami.
Historia ostatniego transportu, który opuścił Goleszów 21 stycznia 1945 miała nieoczekiwanie zakończenie. Podwójny wagon z blisko setką więźniów nie miał w dokumentach wpisanej stacji końcowej. W rezultacie pociąg przez Cieszyn dotarł na Morawy, gdzie był kierowany od stacji do stacji, od obozu do obozu. Po 10 dniach bez zaopatrywania więźniów w żywność czy wodę, pociąg ostatecznie zatrzymał się na stacji Bresau. W pobliskiej miejscowości zapytano właściciela zakładów zbrojeniowych, zatrudniającego żydowskich więźniów, czy nie jest to przypadkiem transport pracowników do jego fabryki. Ten, przytomnie odpowiedział, że tak, że szukał go od dawna i miał nawet w tej sprawie dzwonić do Berlina. Właścicielem tym był Oskar Schindler. Po rozkuciu zamarzniętych drzwi, wagony czym prędzej otwarto. Niestety dla 16 wieźniów było już za późno. Natomiast pozostali dołączyli do fabryki w Brunnlitz i znaleźli się na słynnej „Liście Schindlera”. Ich losy opisał Thomas Keneally.
Goleszów i tereny poobozowe dzisiaj
Od tamtych czasów minęło ponad 75 lat. W Goleszowie nie ma już cementowni, ale pamięć o obozie nie uległa zatarciu. W Gminnym Ośrodku Kultury powstała izba pamięci przechowująca pamiątki i przedmioty związane z historią podobozu w Goleszowie, tzw. Izba Oświęcimska. Państwowe Muzeum w Oświęcimiu udostępniło oryginalny stół, taborety i ubrania więzienne. Pośród obiektów zgromadzonych na wystawie zwracają uwagę fotografie rysunków wykonanych na terenie cementowni przez więźnia- Jeana Barischana. Oryginalne rysunki, ukazujące pracę codziennną więźniów, z wielką starannością zdjęto ze ścian i przewieziono do Muzeum w Oświęcimiu. Do najciekawszych przedmiotów należy także portret jednego z pracowników cementowni wykonany przez więźnia.
Pozostałości samego obozu są nieliczne, ale warte uwagi. Kominy cementowni wyburzono 25 lat temu w latach 1995-96. Pozostałe budynki również. Zachowano jednak tzw. budynek Starych Pieców, gdzie w czasie wojny zamieszkiwali więźniowie.
Pobliskie kamieniołomy na Jasieniowej, nieczynne od wielu lat, pozarastały przez bujną rośliność. Można jednak natrafić na ich ślady. Wyróżnia się pośród nich dawne wyrobisko margla, przekształcone w liczące prawie 2 hektary powierzchni jezioro Ton, jak również wąwóz Ejsznyt (od niemieckiego ein schnitt – wcięcie), pozostałość po jednym za kamieniołomów, widoczny z daleka.
Kamień do cementowni był pozyskiwany także z nadal czynnego kamieniołomu w Lesznej. Kamień stamtąd miał być transportowany kolejką linową, którą uruchomiono ostatecznie po wojnie. Nieczynna od lat 70-ych kolejka został zdemontowana. Pozostały jedynie betonowe fundamenty zbudowane przez więźniów i most kryjący drogę przebiegającą poniżej kolejki, jako osłona przed spadającymi kamieniami.
Zwiedzając okolice Goleszowa, skąd z wielu miejsc rozpościerają się przepiękne widoki, z trudem przychodzi sobie wyobrazić dramat, jaki tu się rozgrywał w czasie II wojny światowej. Warto jednak pamiętać, że obóz w Auschwitz, poza miejscami najbardziej znanymi, z symbolami rozpoznawanymi na całym świecie, jak brama z napisem „Arbeit mach frei” czy Brama Śmierci w Birkenau, to także miejsca niemniej tragiczne, choć mniejsze, mniej znane, trochę zapomniane, jak podobóz w Goleszowie.
autor tekstu: Tomasz Walczyk zdjęcia: Małgorzata Zielina
Znana i nieznana stacja kolejowa w Kasinie Wielkiej
Co może łączyć tak różne tytuły filmowe jak: słynna „Lista Schindlera” Stevena Spielberga, „Katyń” Andrzeja Wajdy czy„Karol, człowiek, który został papieżem” Giacomo Battiato? Tym łącznikiem jest stacja kolejowa w Kasinie Wielkiej, w Beskidzie Wyspowym, w powiecie limanowskim. A właściwie to jej mały, ale bardzo urokliwy budynek stacyjny.
O budowie stacji kolejowej w Kasinie Wielkiej
Stację w Kasinie zbudowano w roku 1884 r. Jej budowa była częścią wielkiej inwestycji cesarstwa Austro-Węgier, tzw. Galicyjskiej Kolei Transwersalnej. Powodem jej powstania były austriackie plany militarne stworzenia, w przypadku rosyjskiej agresji, alternatywnego połączenia kolejowego z Wiednia do Lwowa.
Trasa miała prowadzić przez rejony górskie Karpat. Jej powstanie miało również być impulsem do rozwoju gospodarczego tego regionu. Głównymi stacjami miały być Żywiec, Sucha Beskidzka, Nowy Sącz, Jasło, Krosno, Sanok, Zagórz, Chyrów, Sambor, Drohobycz, Stryj i Stanisławów. Jej łączna długość wynosiła 768 km, w tym 577 km było nowo zbudowanych .
Poza wymienionymi stacjami był też szereg mniejszych obiektów i jedną z nich była stacyjka w Kasinie Wielkiej. To, co wyróżnia ten niepozorny budynek to fakt, że była to najwyżej położona na trasie stacja na polskich ziemiach (570 m n.p.m).
Otwarcie linii odbyło się z wielką pompą. Fakt ten upamiętnia płyta pamiątkowa na fasadzie budynku. Umieszczono ją w setną rocznicę śmierci budowniczego odcinka od Suchej Beskidzkiej do Nowego Sącza. Był nim inżynier Apolinary de Dziula Dziewolski (1842-1918), absolwent jednego z wiedeńskich uniwersytetów.
16 grudnia 1884 r. podczas uroczystego otwarcia ruchu pociągów, sam cesarz Franciszek Józef I w dowód uznania udekorował Dziewolskiego złotą szpilą z brylantem, wyjętą z własnego krawata.
Historia stacji w Kasinie Wielkiej podczas I i II wojny światowej
Kolej Transwersalna dobrze spełniała swoją rolę w pierwszych miesiącach pierwszej wojny światowej. To tędy przemierzały transporty wojsk przerzucanych do tzw. operacji limanowsko-łapanowskiej w grudniu 1914 r.
W czasach niepodległej Polski linia ta była z powodzeniem wykorzystywana do przewozu pasażerów i towarów.
W czasie II wojny światowej, 2 sierpnia 1944 oddział Armii Krajowej wysadził niemiecki pociąg z transportem, blokując ten ważny szlak kolejowy. Fakt ten upamiętnia druga z tablic pamiątkowych umieszczonych na fasadzie bydynku stacyjnego.
Powojenna historia stacji w Kasinie Wielkiej
Po wojnie był to nadal ważny szlak kolejowy. Niestety, podmycia przez kolejne powodzie, brak pieniędzy na modernizację linii, doprowadził do jej zamknięcia. W tej sytuacji sama stacja w Kasinie Wielkiej przestała pełnić swą funkcję.
Wyjątkiem są letnie weekendy, kiedy to ożywia się ruch na stacji. Wówczas od strony Chabówki przyjeżdża pociąg retro składający się z dawnych wagonów z tamtejszego skansenu kolejowego, ciągnięty przez lokomotywę. Dla miłośników nieśpiesznej podróży, w dawnym stylu, stanowi to niewątpliwie wielką atrakcję i okazję do podziwiania malowniczych krajobrazów Beskidu Wyspowego.
Polskie koleje sprzedały budynek nieczynnej stacji prywatnemu właścicielowi. W 2015 roku budynek stacji wyremontowano i przekształcono w dom z pokojami do wynajęcia. Tuż obok znajduje się stacja narciarska na Śnieżnicy. W związku z tym „Stacja Kasina” może być dobrym rozwiązaniem dla wszystkich miłośników zimowego szaleństwa, którzy chcą przenocować tuż przy trasie narciarskiej.
Stacja kolejowa w Kasinie Wielkiej – czyli o scenach filmowych, które tam były kręcone
Wygląd typowej małej stacji sprzed ponad stu lat, brak regularnego ruchu kolejowego a zarazem działające połączenie ze skansenem w Chabówce, gdzie można wynająć historyczne lokomotywy i wagony, stały się powodem, dla którego filmowcy upodobali sobie stacyjkę w Kasinie Wielkiej.
Stopklatka z filmu „Lista Schindlera” , 1 min 54 sek filmu, prod. Universal Pictures
Przypomnijmy zatem tytuły filmów, jakie tutaj zostały nakręcone :
Lista Schindlera (1993 r.), pierwszy film nakręcony w Kasinie, stacja występuje pod własną nazwą
Boże Skrawki (2001)
Karol. Człowiek, który został papieżem (2005), w tym filmie stacja w Kasinie Wielkiej „odgrywa rolę” stacji w Wadowicach
Szatan z siódmej klasy (2006) w nowej ekranizacji
Katyń (2006), na stacji w Kasinie kręcono sceny pokazujące miejsce wywózki polskich oficerów do obozów przejściowych
Szpiedzy w Warszawie (2012) polsko-brytyjski mini serial
Piłsudski (2018), w którym stacja w Kasinie Wielkiej została ucharakteryzowana na stację w Bezdanach, gdzie grupa bojowa PPS napadła na rosyjski pociąg pocztowy.
Wszystko na to wskazuje, że przygoda stacji z kinem będzie trwała nadal przez kolejne lata.
W czerwcu tego roku do Kasiny dotarła kolejna ekipa filmowa pracująca nad ekranizacją powieści Marka Krajewskiego „Erynie”, której akcja toczy się we Lwowie i Wrocławiu.
W jakiej roli wystąpi „filmowa stacja” w Kasinie Wielkiej, dowiemy się w przyszłym roku, gdy film będzie gotowy.
Podczas wykopalisk archeologicznych często się zdarza, że badacze poszukając czegoś, znajdują coś zupełnie innego i okazuje się, że jest to odkrycie o wiele ważniejsze, niż by się można spodziewać. I niekoniecznie musi to być od razu złoty skarb. Tak właśnie się stało na Górze Zyndrama w Maszkowicach, niedaleko Łącka, w powiecie nowosądeckim.
Czego poszukiwano na Górze Zyndrama?
Według tradycji na szczycie wznoszącej się 410 m n.p.m. góry, miał wznosić się zamek Zyndrama z Maszkowic, dowódcy polskich chorągwi pod Grunwaldem. Zamek ten miał później ulec rozbiórce. Pozyskany z rozbiórki zamku materiał miał być przeznaczony z kolei na budowę kościoła w pobliskim Łącku.
Badania archeologiczne prowadzone od początku XX wieku oraz w latach 1959-75 niestety nie potwierdziły istnienia na szczycie góry siedziby słynnego rycerza.
Udało się natomiast odkryć prehistoryczną osadę zamieszkałą między 1000 a 50 r. p.n.e. Nie była to jednak osada wyróżniająca się czymś szczególnym.
Wszystko do czasu…
Dopiero kolejne badania, doprowadziły w 2016 r. do sensacyjnego odkrycia. Wtedy to, grupa archeologów z Instytutu Archeologii UJ, pod kierownictwem dr. hab. Marcina Przybyły odkryła mur obronny z bramami pochodzący z ok. 1750 r. p.n.e.
Co w tym niezwykłego, ktoś mógłby zapytać. Otóż nie jest to tylko najstarszy mur kamienny na ziemiach polskich, ale jedyny taki odkryty w tej części Europy. Kolejna konstrukcja kamiennego muru w Polsce miała się pojawić dopiero ponad 2,5 tysiąca lat później w czasach budowy kościołów romańskich.
Dla porównania warto dodać, że w czasie gdy na Górze Zyndrama wznoszono mur, w dalekiej Mezopotamii panował Hammurabi, Średnie Państwo w Egipcie przeżywało kryzys, a na Krecie kwitło życie w pałacu w Knossos.
Kim byli budowniczowie i skąd przybyli możemy tylko się domyślać. Musieli być bardzo dobrze zorganizowani by zbudować mur długości blisko 200 metrów, grubości 2 metrów i wysokości 3 metrów. Podobne konstrukcje można znaleźć tylko na Bałkanach, np. na Półwyspie Istria oraz w Grecji.
Osadnicy należeli do przedstawicieli wczesnej epoki brązu, kiedy brąz był jeszcze rzadkim i bardzo cennym towarem. Znalezione podczas badań przedmioty i narzędzia mają wiele wspólnego z podobnymi obiektami znalezionymi w osadach położonych wzdłuż dopływu Dunaju, rzeki Cisy.
Rekonstrukcja osady: dr hab. Marcin S. Przybyła, UJ
Jaka wyglądała osada na Górze Zyndrama?
Możemy zatem wyobrazić sobie grupę przybyszów z południa Europy z Bałkanów, którzy wybrali miejsce na osadę, z którego było dobrze widać okolicę; położone blisko rzeki, wzdłuż której biegł szlak handlowy. Osada na wzgórzu potrzebowała wzmocnienia obrony murem jedynie od północy i wschodu, ponieważ pozostałe stoki były bardzo strome i nie wymagały zabezpieczenia. I tak powstał długi na 200 metrów mur, wzniesiony z kamieni bez zaprawy. Niektóre kamienie były obrabiane dla nadania bardziej regularnego kształtu. Największe miały do 600 kg wagi. Od strony wschodniej prowadziła wąska furta ze ścianami wykonanymi z pojedynczych ciosanych płyt piaskowca, wysokich na dwa metry. Główna brama od strony północnej, odkryta w 2017 roku, miała charakter reprezentacyjny. Wejście do środka prowadziło po łuku, co ułatwiało obronę bramy.
Wewnątrz osady znajdowały się budynki o drewnianej konstrukcji ze ścianami wykonanymi z plecionki gałęzi i obklejonymi gliną. Domy miały do 8 metrów długości i służyły nie tylko do mieszkania ale także jako warsztaty rzemieślnicze. Na terenie osady znaleziono olbrzymie ilości ceramiki a także kości zwierząt hodowlanych, głównie bydła i owiec.
Osada nie istniała zbyt długo. Mniej więcej pół wieku po jej założeniu mur obronny stał się murem oporowym dla nowych domostw i powoli zaczął ulegać rozpadowi. Po kolejnych 200 latach osada przestała istnieć. Ludzie wrócili na Górę Zyndrama po kolejnych 500 latach.
Jak zwiedzić teren dawnego grodziska na Górze Zyndrama?
Nie ulega wątpliwości, że to wyjątkowe miejsce zasługuje na uwagę zwłaszcza tych, których fascynuje historia i piękne widoki. Wcześniej warto zapoznać się z informacjami o osadzie na Górze Zyndrama i zobaczyć jej wirtualną rekonstrukcję. Osoby nieprzygotowane być może zachwycą się widokami, ale zachowane fragmenty kamiennego muru i zrekonstruowanej bocznej bramy mogą być nich niezbyt czytelne. Dużą pomocą dla zorientowania się w terenie mogą być również tablice z opisami ustawione w kilku miejscach. Pomocny powinien być także ten post z opisem miejsca i wskazówkami jak je odwiedzić.
Po dotarciu pod Górę Zyndrama ostatni etap należy pokonać pieszo. Po kilku minutach marszu dość stromym podejściem wyłożonym betonowymi płytami, zwiedzający dociera na szczyt wzgórza od strony północnej. Część głównej bramy jest przykryta brezentami, gdyż badania archeologiczne jeszcze się nie zakończyły. Po dojściu do tego miejsca należy iść wzdłuż częściowo odtworzonego muru do bramy wschodniej. Przez bramę można wejść do środka i dotrzeć na szczyt Góry Zyndrama. Po drodze i w środku jest kilka tablic w przystępny sposób opisujących to, co odkryli badacze.
Kto wie ile jeszcze tajemnic i sensacji czeka na archeologów na polskich ziemiach ?
link do badań archeologicznych UJ: https://tiny.pl/7prt7
Wydawać by się mogło, że miasto takie jak Kraków, odwiedzane przez miliony turystów nie ma już nieznanych i ciekawych miejsc, do których docierają jedynie nieliczni.
Ale tak nie jest.
Na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, ukryte dosłownie w zieleni, ale także w przenośni w internecie i niewidoczne w punktach informacji turystycznej ….
… czekają na swoich odkrywców forty dawnej austriackiej Festung Krakau – Twierdzy Kraków
Fort Tonie
Co ciekawego może być w opuszczonych, wtopionych w otoczenie konstrukcjach z cegły i betonu z potężnymi wałami i fosami? Przez wiele dziesięcioleci uważano, że nic, że są to pozostałości po zaborcy, stare opuszczone, zawilgocone „bunkry”, które mogłyby nawet zniknąć.
Trochę historii..
Trzeba było wielu lat, by dostrzeżono, że w Krakowie znajdują się unikalne na skalę europejską fortyfikacje z XIX wieku. Odegrały one kluczową rolę w bitwie o Kraków podczas I wojny światowej. Co ciekawe – w znacznym stopniu są bardzo… polskie. Wiele umocnień zostało zaprojektowanych przez Polaków w służbie austriackiej. Materiały budowlane były lokalne, z kolei prace wykonawcze to dzieła firm krakowskich, małopolskich oraz ze Śląska Cieszyńskiego. W załodze fortecznej było też wielu Polaków. Np. dowódcą sztabu w czasie obrony miasta w 1914 roku był Stanisław Haller, kuzyn generała Józefa Hallera.
Warto też zauważyć, że w przeciwieństwie do warszawskiej cytadeli, która pilnowała, by mieszkańcy nie buntowali się przeciw władzy rosyjskiej, działa fortów twierdzy Kraków nigdy nie były skierowane w stronę miasta, lecz do jego obrony przed zewnętrznym wrogiem.
Początki Twierdzy Kraków sięgają połowy XIX wieku. Wtedy to dawna Rzeczpospolita Krakowska została bezpośrednio włączono do austriackiego imperium. Kraków był miastem z jedynymi mostami drogowymi i kolejowymi na Wiśle na długości ponad 200 kilometrów. Zatem stał się punktem strategicznym strzegącym drogi na południe w kierunku okręgu przemysłowego na Śląsku Cieszyńskim i dalej przez Bramę Morawską w kierunku Wiednia.
Pierwsze prace ruszyły w roku 1849 i kontynuowano je do wybuchu I wojny światowej. Wraz z rozwojem artylerii i wzrostem zasięgu dział forty Twierdzy Kraków modernizowano. Pierścień najnowszych fortów, trzeci z kolei był już bardzo odsunięty od centrum miasta.Miał obwód 57 kilometrów, czyli więcej niż twierdza przemyska lub słynne francuskie Verdun.
W listopadzie i grudniu 1914 roku forty odegrały swoją rolę w powstrzymaniu ofensywy rosyjskiej armii. Nie tylko jako zaplecze dla wojsk walczących na froncie. Na długości 30 kilometrów stały się częścią linii frontowej, biorąc czynny udział w walkach grudniowych.
Elementy składowe Twierdzy Kraków
Twierdza Kraków, to były nie tylko forty, ziemne szańce lecz także całe zaplecze. W tym liczne budynki koszarowe dla żołnierzy kierowanych do fortów tylko w czasie ćwiczeń lub wojny. Ponadto: arsenały, magazyny, szpitale, lotnisko, baza flotylli rzecznej i wiele innych obiektów. Wiele z nich istnieje po dziś dzień, liczne niestety zniknęły, zostały zburzone w ostatnich latach.
Wiele budowli fortecznych jest opuszczonych i zdewastowanych. Niektóre wręcz straszą swym wyglądem. Część trafiła w prywatne ręce i służą jako biura lub placówki naukowe i na ogół się niedostępne dla zwiedzających. Budynki zaplecza z kolei przekształcono na szpitale, budynki uniwersyteckie, Bibliotekę Miejską . Warto pamiętać, że Zamek Królewski na Wawelu również był częścią twierdzy jako cytadela, ale budzi zainteresowanie oczywiście z innych powodów.
Czy zatem można zwiedzić obiekty Twierdzy Kraków, a jeśli tak, to w jaki sposób?
Można udać się na Wawel i tym razem skupić uwagę na zewnętrznych umocnieniach z bastionami od strony ulicy Kanoniczej. Następnie zobaczyć budynek dawnego szpitala. Z kolei na dziedzińcu arkadowym obejrzeć fotografie pokazujące rezydencję królów polskich przekształconą w budynek koszarowy.
Można też wyruszyć na kopiec Kościuszki otoczony pozostałościami fortu niegdyś przeznaczonego do obrony okrężnej. Jest to jednak miejsce oblegane przez licznych turystów pragnących wspiąć się na Kopiec i podziwiać panoramę Krakowa.
Naszym zdaniem warto udać się poza centrum Krakowa i zwiedzić jeden z fortów zewnętrznego pierścienia. Są to forty związane z obroną miasta przed armią rosyjską w 1914 roku.
Zdecydowanie odradzamy zwiedzanie opuszczonych fortów. Osoba nieobeznana z obiektami może narazić się nawet na wypadek. Powodem jest brak zabezpieczeń wewnątrz zdewastowanych konstrukcji. Ponadto poruszanie się utrudniają zalegające śmieci i można nie zauważyć na czas przeróżnych otworów pod własnymi stopami.
Godnym polecenia jest natomiast odwiedzenie fortów stanowiących prywatne Muzeum Twierdzy Kraków, które powstało w roku 2008. Jego założycielem jest Fundacja Aktywnej Ochrony Zabytków Techniki i Dziedzictwa Kultury „Janus„.
Do Muzeum Twierdzy Kraków należy 6 najciekawszych pod względem historii i architektury fortów zewnętrznego pierścienia obronnego.
Są to:
Fort 44 „Tonie”
– mający swoje początki w 1874 roku. Przekształcony w fort pancerny, tj. wyposażony w unikalne 4 wieże pancerne, których wyprodukowano tylko 10 sztuk. Wspomniane wieże są unikalne na skalę europejską i by zobaczyć podobne należałoby udać się do wspomnianego wcześniej Verdun.
Niewątpliwą atrakcją poza dobrze zachowanymi pancernymi wieżami wysuwanymi jest jeden z najdłuższych w Twierdzy podziemny korytarz. To tzw. poterna, licząca 127 m i prowadząca do czołowych stanowisk obronnych przy fosie. Fort ten jest też jedynym fortem, który nie padł ofiarą powojennych działań złomiarzy. Dlatego zachował wiele bezcennych elementów pancerza, krat, okiennic. Jest też jedynym z zachowanym otoczeniem, które też stanowiło część fortyfikacji i pełni funkcję muzealną razem z opisanym dalej Fortem Barycz. Obecnie teren przekształcił się w piękny naturalny park, bogaty w różnorodną florę i faunę. Fort 44 „Tonie” jest jednym z dwóch najczęściej i regularnie udostępnianych. Drugim jest wspomniany Fort 50 1/2 „Barycz”.
Fort 50 1/2 „Barycz”
– fort pancerny z lat 1897-1898 jest jednym z najlepiej zachowanych obiektów Twierdzy i wewnątrz znajduje się ekspozycja muzealna przedstawiająca historię Twierdzy Kraków, jej udziału w walkach 1914 roku. Są tutaj również wystawy czasowe poświęcone jednemu z największych moździerzy I wojny światowej, tzw. „Chudej Emmy” kalibru 30,5 cm oraz historia teatru polowego. Poterna tego fortu jest znacznie krótsza niż w Toniach, jest jednak bardzo atrakcyjna, jako jedna z najgłębiej położonych w krakowskiej Twierdzy. Jeszcze kilka lat temu niedostępna, zalana wodą, obecnie prowadzi do fosy, gdzie polscy naukowcy po II wojnie światowej przeprowadzali eksperymenty z pierwszymi polskimi rakietami meteorologicznymi.
Fort „Krępak”
– na krakowskich Bielanach, powstał jako jeden z ostatnich tuż przed I wojną światową. Był to fort nowego typu tzw. rozproszonego, czyli część bojową oddzielono od koszarowej. „Krępak” jest dobrym punktem wyjściowym do spaceru do Lasku Wolskiego, gdzie można zobaczyć inne struktury związane z Twierdzą jak dawne szańce ziemne i magazyny amunicji. Fort ten nie jest przekształcony w obiekt muzealny, dlatego też jest udostępniany znacznie rzadziej, w przypadku większej grupy osób można go zwiedzić po uprzednim kontakcie mailowym.
Fort 49a „Dłubnia”
– obiekt pancerny powstały w latach 1892-96. Chociaż nie brał czynnego udziału w walkach związana z nim jest ciekawa historia z okresu międzywojennego. Najprawdopodobniej tutaj znajdowała się radiostacja nasłuchowa, która przechwytywała meldunki nadawane przez Niemców w słynnym kodzie Enigma. Przechwycone meldunki posłużyły polskiemu kontrwywiadowi do złamania Enigmy. W przeciwieństwie do Fortu „Tonie”, Fort „Dłubnia” padł ofiarą oficjalnych wojskowych złomiarzy po II wojnie światowej, którzy doprowadzili do poważnych pęknięć konstrukcji. Obiekt ten można zwiedzać okazjonalnie.
Fort 51 „Rajsko”
– fort artyleryjski, wzniesiono w 1874 roku, reprezentuje typ wcześniejszych fortyfikacji. W grudniu 1914 roku brał aktywny udział w obronie miasta przed atakiem armii rosyjskiej od strony Wieliczki. Rosjanie go wtedy ostrzelali. Zwiedzanie tego fortu odbywa się na podobnych zasadach jak Forty „Krępak” i „Dłubnia”.
Fort 53a „Winnica”
– szósty z fortów Muzeum Twierdzy Kraków, to fort pancerny obrony bliskiej powstały w latach 1898-1899. Fort ten wyróżnia się od pozostałych tym, że jest jednym w Krakowie typu górskiego tj. fortem gdzie fosę i poternę musiano wykuć w skale, na której wznosi się fort. Położony na zachodnich obrzeżach miasta Fort 53 a „Winnica” nie wziął udziału w walkach o Kraków. W latach II wojny światowej Niemcy mieli tu przetrzymywać jeńców z Armii Czerwonej. Fort ten podobnie jak Forty „Krępak”, „Dłubnia” i „Rajsko” udostępnia się rzadziej, w przypadku większej grupy zwiedzanie można zorganizować po uprzednim kontakcie mailowym.
Aktualne wyzwania
Obecnie przed Muzeum Twierdzy Kraków stoi szereg wyzwań. Miasto oczekuje wysokich czynszów jak za przestrzeń komercyjną. Tymczasem na codzień trwają niekończące się prace konserwatorskie i dbanie o zieleń, gdyż współcześnie forty ze swoim bezpośrednim otoczeniem stały się małymi parkami, gdzie niezbędne jest usuwanie zwalonych drzew, przycinanie hektarów trawy i krzaków.
Zainteresowanie fortami Muzeum jest coraz większe i dla wielu podróżujących jest to ciekawa propozycja na spędzenie czasu w Krakowie, z dala od najbardziej „zadeptanych” miejsc.
Posiadamy uprawnienia do oprowadzania po fortach: „Tonie” i „Barycz
Autor tekstu i zdjęć: Tomasz Walczyk (przewodnik po Krakowie i po wspomnianych fortach).
Najnowsze komentarze