508 051 555, 604 534 354 info@slowtravel.pl

50N20E – czyli Kraków

Kilka dni temu korzystając z pięknej jesiennej pogody dotarliśmy do miejsca, które jest wyjątkowe.

Oznaczane jest w postaci zapisu 50N20E.

Co ten zapis właściwie oznacza?

Są to współrzędne geograficzne pewnego punktu znajdującego się blisko południowej obwodnicy Krakowa, w granicach administracyjnych miasta.

50N20E

50N – oznacza 50. stopień szerokości geograficznej północnej, z kolei 20E oznacza 20. stopień długości geograficznej wschodniej. W uproszczeniu możemy przyjąć, że to współrzędne geograficzne Krakowa.

Zgadzacie się z nami, że to bardzo „okrągłe” liczby?

A teraz krótka lekcji geografii – dla przypomnienia 🙂

Każdy punkt na ziemi posiada dwie współrzędne – szerokość geograficzną oraz długość geograficzną. Zasadą jest, że najpierw podaje się szerokość geograficzną, a następnie długość geograficzną. W prawidłowym zapisie trzeba uwzględniać kąt w stopniach (°), minutach (′) i sekundach (″). Należy także podać kierunki geograficzne korzystając ze skrótów anglojęzycznych – N, S, W, E, gdzie: N – North – oznacza północ, S- South – południe, W- West – zachód, a E – East – wschód.

Szerokość geograficzną mierzy się od równika, czyli równoleżnika zerowego na północ lub południe. Szerokość geograficzna bieguna północnego wynosi 90°, a wszystkie punkty położone na północ od równika mają dodatnie wartości (określane przez skrót N).

Jeśli umownie narysujemy na powierzchni Ziemi koło przechodzące przez oba bieguny, to powstanie na kuli ziemskiej linia, która nazywa się południkiem, bo wszystkie punkty położone na tej linii mają południe (moment, kiedy Słońce jest najwyżej na niebie) dokładnie w tym samym momencie.

I to właśnie długość geograficzna liczona jest od południka zerowego (ponieważ tak się umówiono), przechodzącego przez obserwatorium astronomiczne w Greenwich (dzielnica Londynu). Miejsca położone na wschód od południka zerowego aż do południka 180° – oznaczone są skrótem E.

50N20E

Południki i równoleżniki o okrągłych wartościach

Większość z miejsc określanych poprzez okrągłe wartości znajduje się na morzach i oceanach. W Polsce jedynym miejscem, na terenie którego przecinają się południk z równoleżnikiem o wartości pełnych dziesiątek jest Kraków. I mamy tu na myśli wszystkie miejsca. Zarówno te w lasach, jak i na wodach, czy na terenach zabudowanych.

Jedynymi miastami w Europie, oprócz Krakowa, które mają takie okrągłe współrzędne geograficzne są Sankt Petersburg (60N30E) oraz Oslo (60N10E).

Kto i kiedy wyznaczył krakowski punkt przecięcia 50N20E?

20 lat temu, w lipcu 2000 r, w pobliżu miejsca, gdzie miano wybudować fragment autostrady A4, specjalny zespół geodetów z AGH pod kierownictwem rektora AGH, prof. Ryszarda Tadeusiewicza, w obecności dziennikarzy i zainteresowanych osób, używając odbiornika GPS zidentyfikował to miejsce.

Na wyświetlaczu pojawiły się oczekiwane liczby: 50°00’00” oraz 20°00’00”.

Czyż to nie dowód na to, że Kraków jest miastem unikatowym nie tylko w skali Polski?

50N20E punkt przecięcia

Jak dotrzeć do krakowskiego punktu przecięcia 50N20E?

Punkt ten znajduje się pomiędzy dawnymi miejscowościami: Rżąka i Kosocice. I de facto można dość łatwo do niego dotrzeć.

punkt przecięcia

Korzystając z komunikacji miejskiej można dostać się do przystanku Prokocim Szpital. I tam na przystanku oznaczonym tą samą nazwą, znajdującym się przy ul. Teligi, wsiąść w autobus linii 133 i pokonać nim zaledwie 4 przystanki (8 minut jazdy). Następnie wysiąść przy ul. Słona Woda i stamtąd do pokonania pieszo pozostanie odcinek zaledwie 800 m.  Można to doskonale zobaczyć na załączonym powyżej zrzucie z ekranu. Na mapie google miejsce przecięcia jest również zaznaczone w bardzo oczywisty sposób.

Miejsce przecięcia się oznaczone jest płytami chodnikowymi, tworzącymi coś w rodzaju małego, kwadratowego placyku. Od placyku tego odchodzą w cztery strony krawężniki, pokazujące jednocześnie przebieg wspomnianego równoleżnika i południka. Dość trudno będzie odnaleźć to miejsce pod grubą warstwą liści czy śniegu, ponieważ nie istnieje już tabliczka informacyjna, którą tu kilka lat temu postawiono.

Kolejne przecięcie równoleżnika z południkiem o pełnej wartości (czyli 50N21E) znajduje się w Tarnowie, czyli też w Małopolsce.

Kiedy odbył się pierwszy rejs wycieczkowy w Krakowie?

Kiedy odbył się pierwszy rejs wycieczkowy w Krakowie?

Pierwszy rejs wycieczkowy parowca „Kraków”

Dokładnie dzisiaj, 5 października, mija 170 rocznica pierwszego w Krakowie rejsu wycieczkowego statkiem o napędzie mechanicznym.

W związku z okrągłą rocznicą przedstawiamy pierwszą rekonstrukcję wyglądu tego historycznego parowca i przedstawiamy przebieg tej wycieczki.

statek kraków

Znaczenie litografii Franciszka Sandmanna

Do rekonstrukcji wyglądu statku, którego plany nie zachowały się,  posłużył niewielki fragment widoku „Krakowa” na litografii Franciszka Sandmanna z roku 1850. Wizerunek statku, a właściwie tylko jego połowy znajduje się w prawym, dolnym narożniku powyższej ilustracji. Do pełnej rekonstrukcji, hipotetycznej, zostały wykorzystane podobizny i rysunki statków z epoki, zwłaszcza należących do właściciela „Krakowa”. A był nim Andrzej hrabia Zamoyski.

portret Andrzeja Zamoyskiego

Historia rejsu statku „Kraków”

Historia rejsu statku „Kraków” rozpoczęła się w Warszawie.  To tam w 1848 roku powstała spółka „Żeglugi Parowej na Rzekach Spławnych Andrzeja hrabiego Zamoyskiego et Compania”. Przesiębiorstwo rozwijało się prężnie i budowało statki na Solcu w Warszawie.  Jednym z nich był liczący sobie 38 metrów długości holownik „Kraków”.

17 września 1850 r „Kraków” wypłynął z Warszawy i udał się w górę rzeki holując dwie barki. 19 września po postoju w Holendrach Kozienickich, już bez barek, z hrabią Andrzejem Zamoyskim na pokładzie, statek wyruszył w drogę do Krakowa. Rejs trwał blisko 2 tygodnie. Jego przebieg opisywał regularnie krakowski „Czas”.

2 października „Kraków” dotarł do Krakowa. Po powitaniu gości przez władze i mieszkańców miasta, na statku podjęto przygotowania do pokazowego rejsu wycieczkowego, który miał dać początek nowej rozrywce Krakowian. Rozmawiano także o wykorzystaniu Wisły w transporcie i handlu.

5 października 1850 roku na statek przybyła gromada chętnych do odbycia rejsu.

O przebiegu tego rejsu niech najlepiej opowie ówczesny reporter „Czasu” …

„Kraków idzie do Bielan! Wszystko to tak bajecznie brzmi, że niejeden z czytelników posądziłby nas o mistyfikacyę , i to nie tylko czytelnik odleglejszy, ale nawet krakowski, bo mało kto wynurzył się z miasta, aby na swe żywe oczy się przekonać, że istotnie pod starym Krakowem, na starszej jeszcze Wiśle, kołysze się pierwszy statek parowy: „Kraków”.

A przecież tak jest; co przed kilka dni jeszcze było bajką, dziś już jest rzeczywistością! W niedzielę bowiem szanowny przedsiębiorca postanowił, w towarzystwie kilkunastu zaproszonych gości, puścić się swym statkiem do Bielan, w celu rozpoznania koryta Wisły w tej okolicy.

Jakoż w rzeczy samej  50 minut na 11tą godzinę, przeszedł statek po pod łuki nowego mostu, rozwarto stary [most – przyp. aut.] i wszyscy mimo udzielonej przez patrona wiadomości, że woda przez noc o jedną stopę spadła, ruszyli jak najweselej w drogę. Jedni chwalili spokojny, regularny, prawie niedający się czuć ruch statku, inni oglądali maszynę i podziwiali jej dokładność, inni znowu smakowali sobie w tej ruchomej przedziwnej panoramie, która jak wstęga im się przed oczyma roztaczała, natkana gęsto kościołami  tuż po sobie przesuwającymi się. Już mijaliśmy Skałkę, sędziwe zamczysko, już Zwierzyniec. Już się wynurzył zakłopotany kopiec Kościuszki – gdy nagle okrzyk patrona : Stop ! I pokłony mimowolne pasażerów dały uczuć, żeśmy nagle stanęli.

Po krótkiej eksploracyi, majtkowie swoim oświadczyli językiem, że woda jest zamkniętą; statek zazgrzytał  jeszcze nieco po żwirze, lecz w końcu patron oświadczywszy, że dalej nie pójdzie, trzeba było chcąc-niechcąc wrócić.  O kwadrans po 12ej wysiedliśmy na ląd, pożegnawszy uprzejmego przedsiębiorcę z szczerym życzeniem dla niego i dla nas, aby to jego przedsięwzięcie tak płodne w skutki, również nieosiadło na rafach i mieliznach, którym nazwisko: obojętność, niedbalstwo i próżniactwo!

 

 

 

Rekonstrukcja wyglądu statku „Kraków”, autor: Tomasz Walczyk

Pierwszy rejs wycieczkowy pod Wawelem trwał niecałe 1,5 godziny. Parowiec „Kraków” wyruszył w drogę powrotną do Warszawy wpływając po drodze na wody Dunajca i Sanu. „Kraków” dotarł do Warszawy na początku listopada. 

Niestety, Krakowianie musieli czekać kolejne 40 lat na następną próbę zorganizowania rejsów wycieczkowych na Wiśle.  Warto pamiętać o tej pierwszej próbie. 

parowiec Włocławek

 

 

 

Parowiec Włocławek, należący do spółki Zamoyskiego, który posłużył do rekonstrukcji wyglądu statku „Kraków”.

 

O początku wojennej odysei arrasów wawelskich

O początku wojennej odysei arrasów wawelskich

Tematem naszego dzisiejszego wpisu jest:

I etap ewakuacji arrasów wawelskich z Krakowa tuż po wybuchu II wojny światowej

Jesteśmy przekonani, że nie musisz być wielkim miłośnikiem historii, żeby dać się wciągnąć w opowieść o losach tych dzieł sztuki.

To tu dotarł galar – Mięćmierz

Co to są arrasy wawelskie?

Arrasy królewskie to dzieła niezwykłe. Zdecydowana większość z nich została zamówiona przez króla Zygmunta Augusta i wykonana w brukselskich warsztatach Willema i Jana Kempeneerów czy Jana van Tieghena, głównie wg projektów artysty o nazwisku Michiel Coxcie, zwanego „Rafaelem Północy”. Powstały one w połowie XVI w.

Zyskały status „skarbu narodowego”. Są nie tylko jednym z symboli tzw. Złotego Wieku Jagiellonów i stanowią dowód dawnej świetności Rzeczpospolitej. Jest to również najcenniejszy zbiór tapiserii. Arrasy te cechują się wielką precyzją wykonania, jak i użyciem drogocennych materiałów, takich jak złota i srebrna nić. Były również dostosowane do rozmiarów wielkości ścian komnat zamku na Wawelu– największe arrasy osiągają wymiary 8,5 m x 4,8 m.

Zatem już wiemy, że były to niezwykłe dzieła sztuki, wprost bezcenne. Dziś stanowią jeden z głównych powodów odwiedzin w Reprezentacyjnych Komnatach Królewskich w zamku na Wawelu.

Ale czy wiecie, jaka była ich historia? Długo by pisać…..

Dziś w rocznicę wybuchu II wojny światowej skupimy się na historii ewakuacji arrasów z Krakowa do Sandomierza… A przynajmniej takie były plany…

Gotowi? ….  No to zaczynamy?

W ostatnich dniach sierpnia 1939 roku wiadomo już było, że wybuchnie wojna. Publikowano na ten temat artykuły w lokalnej prasie z jednym podstawowym pytaniem w nagłówkach: „Kiedy wybuchnie wojna?”.

31 sierpnia miała miejsce powszechna mobilizacja. Na zamku królewskim w Krakowie w tym czasie prowadzono gorączkowe dyskusje na temat tego, co należy zrobić z dziełami sztuki. Adolf Szyszko – Bohusz- architekt, konserwator dzieł sztuki, a zarazem dyrektor muzeum wawelskiego początkowo planował ukryć arrasy i inne cenne obiekty w schronie przeciwgazowym. Lecz już w drugim dniu wojny stało się jasne, że sytuacja na froncie jest bardzo niepewna i trzeba szukać innego rozwiązania.

Kustosz muzeum Stanisław Świerz- Zalewski oraz asystent Szyszko – Bohusza Józef Krzywda – Polkowski mieli przeprowadzić operację zabezpieczenia arrasów. 3 września 1939 r obaj panowie czynili gorączkowe poszukiwania możliwego środka ewakuacji, najlepiej na wschód, do Lwowa. Władze wojskowe odmówiły pomocy mówiąc, że wszystkie ciężarówki już są zajęte. Kolejny apel skierowano więc do władz kolejowych. Niestety Niemcy już zbombardowali linie kolejowe w Krakowie. Trzeba zatem by było zorganizować transport i wywieźć arrasy 15 km poza miasto. Bez ciężarówek nie było na to szans.

Pozostała zatem droga wodna. Ale i tu kontakt z inż. Bielańskim, dyrektorem zarządu dróg wodnych nie przyniósł rozwiązania. Wszystkie jednostki służyły już innym celom.

Tymczasem w godzinach popołudniowych 3 września przyszła wiadomość, że na Podgórzu (dzielnica Krakowa) znajduje się galar o długości 18 m. Galar ten właśnie wyładował węgiel i ewentualnie istnieje możliwość wywiezienia skarbów wawelskich tymże galarem w dół Wisły.

Jakimś wprost cudem udało się zorganizować na Wawelu ciągnik do wywożenia nawozu. Na ten ciągnik załadowano 25 cynowych skrzyń oraz 8 rulonów z arrasami. Całość przewieziono w kilku etapach na galar. Arrasy ułożono wzdłuż dłuższych boków galaru, między nimi poukładano skrzynie. Ponieważ skrzynie błyszczały w świetle słonecznym, zostały na wszelki wypadek przysłonięte dywanami

3 września ok. godz. 21:00 rozpoczęła się wielka odyseja zbiorów wawelskich.

Z krakowskiego Podgórza galar węglowy wyruszył w podróż do Sandomierza z bezcennym skarbem – arrasami wawelskimi a także z mieczem koronacyjnym – Szczerbcem. Cztery dni później armia niemiecka wkroczyła do Krakowa.

Galar płynął początkowo z max prędkością 3 km/ godz. Może Was zdziwić tak wolne tempo.  Galar to płaskodenny statek wiosłowy, który w dodatku wielokrotnie w ciągu dnia chowano w szuwarach.

W pierwszych dniach żeglugi niemieckie samoloty dostrzegały tę jednostkę, lecz na szczęście ją ignorowały.  Potem podróż odbywała się głównie nocą.

Następnie na skutek pomyślnego zbiegu okoliczności statek „Paweł” wziął galar na hol i prędkość przemieszczania się wzrosła niemal dwukrotnie do „zawrotnych” 7 km/ godz.

Zgodnie z pierwotnym planem – galar miał dotrzeć tylko do Sandomierza. Skarby wawelskie miały zostać przetransportowane pociągiem przez Jarosław do Lwowa.

Holownik „Paweł” był podobny do tego ze zdjęcia

Niestety w tym okresie, a był to 7 września, rozpoczęły się w okolicy ciężkie bombardowania. Pasażerowie galara schronili się w przybrzeżnych szuwarach, bomby wybuchały bardzo blisko, kilka samolotów przeleciało nad galarem.
Okazało się, że węzeł kolejowy w Sandomierzu został już zniszczony i arrasy będą musiały kontynuować podróż Wisłą aż do węzła kolejowego w Dęblinie.

Następnego dnia w trakcie żeglugi kolejny niemiecki samolot obniżył lot nad galarem. Tym razem posłał serię z karabinu maszynowego – na szczęście kule nie dosięgły żadnego z pasażerów, rozprysły się wzdłuż burty statku. Pilot zrobił nawrót, ale chyba ocenił, że ta licha krypa nie  jest warta większej uwagi i w związku z tym odleciał. W międzyczasie dotarła informacja o zbombardowaniu Dęblina. W związku z tym kontynuowanie wyprawy aż do Dęblina nie miało już sensu.  

Po raz kolejny załoga galara musiała zmienić plany i finalnie galar holowany przez „Pawła” dotarł do miejsca ze zdjęcia – do Mięćmierza (który obecnie stanowi część Kazimierza Dolnego). Tymczasem wojska niemieckie znajdowały się już tylko w odległości 50 km po drugiej stronie Wisły.

Galar pozostał w Mięćmierzu przez kolejne 2 dni. Dlaczego?

Otóż Krzywda – Polkowski udał się do centrum Kazimierza Dolnego, aby uzyskać pomoc od lokalnych władz, ponieważ trzeba było zorganizować wywóz arrasów drogą lądową. W centrum miasteczka niestety nikogo nie zastał – z uwagi na to, że zarządzono już ewakuację.

Na szczęście (nie po raz pierwszy ani ostatni w tej historii) natknął się na pewnego człowieka, jak się potem okazało, bardzo ważnego dla naszej opowieści. Był nim naczelnik lokalnego urzędu pocztowo- telegraficznego, Leopold Pisz. Pan Pisz poproszony przez Polkowskiego o wsparcie był początkowo niezbyt skory do udzielenia jakiejkolwiek pomocy. Kiedy jednak dowiedział się, że w Mięćmierzu przycumowany jest galar z dziełami sztuki, zmienił zdanie. Tak się akurat złożyło, że sam kilka tygodni wcześniej był na wycieczce w Krakowie i podziwiał arrasy. Być może to go bardziej zmotywowało do zajęcia się tą sprawą. Skontaktował się z wojskiem, ale nie było szans na zorganizowanie transportu samochodowego z Kazimierza Dolnego.

Zatem dopiero po dwóch dniach, 10 września, arrasy zostały załadowane na furmanki i ruszyły w dalszą drogę –  najpierw do Karmanowic.

W miejscowości tej pozostali dotychczasowi woźnice. Lokalni chłopi czuwali nad bezpieczeństwem ładunku przez całą noc.  Po kolejnych godzinach inne już furmanki zabrały skrzynie z bezcennymi dziełami sztuki do Tomaszowic, a dopiero stamtąd 13 września udało się zorganizować transport samochodowy, który finalnie miał przewieźć wawelskie skarby do Rumunii. I w tym dość nieoczekiwanym miejscu kończymy opis historii ewakuacji arrasów na blogu.

Obecnie w Mięćmierzu nad Wisłą, w miejscu, do którego przybył galar znajduje się tablica pamiątkowa, która upamiętnia to wydarzenie.

SlowTravel.pl dotyczy podróży po Polsce, stąd nie będziemy już w tym artykule rozwijać historii ewakuacji arrasów w bardziej szczegółowy sposób. Jednakże gdybyście chcieli poznać kolejne etapy fascynujących dziejów ewakuacji arrasów poza Polskę, mamy rozwiązanie.

W styczniu (termin podamy wkrótce) odbędzie się powtórka live’a, który przygotował i prowadził Tomek – czyli połowa naszego zespołu.

Dzięki niej poznasz w szczegółach odpowiedzi na pytania:

kto płynął galarem

jakie przygody mieli w drodze do Mięćmierza,

w jakich miejscach przechowywano arrasy,

co się wydarzyło po opuszczeniu Tomaszowic itd.

Słowem odbędziesz podróż z krakowskiego Podgórza przez Mięćmierz, Tomaszowice, Rumunię, Francję, Wielką Brytanię aż do Kanady i z USA na powrót do Polski w 1961 r. Opowieść okraszona została licznymi zdjęciami związanymi z tym wydarzeniem.

Nie ulega wątpliwości, że na podstawie peregrynacji wawelskich arrasów można by nakręcić fascynujący film oparty na faktach. Zapraszamy!

Historia, której nie opisaliśmy w tym wpisie zacznie się od ok. 18 minuty transmisji.

Forty Twierdzy Kraków – ukryte atrakcje Krakowa

Forty Twierdzy Kraków – ukryte atrakcje Krakowa

Forty Twierdzy Kraków

Wydawać by się mogło, że miasto takie jak Kraków, odwiedzane przez miliony turystów nie ma już nieznanych i ciekawych miejsc, do których docierają jedynie nieliczni.

Ale tak nie jest.

Na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, ukryte dosłownie w zieleni, ale także w przenośni w internecie i niewidoczne w punktach informacji turystycznej ….

… czekają na swoich odkrywców forty dawnej austriackiej Festung Krakau – Twierdzy Kraków

 

 

 

Fort Tonie

Co ciekawego może być w opuszczonych, wtopionych w otoczenie konstrukcjach z cegły i betonu z potężnymi wałami i fosami?  Przez wiele dziesięcioleci uważano, że nic, że są to pozostałości po zaborcy, stare opuszczone, zawilgocone „bunkry”, które mogłyby nawet zniknąć.

Trochę historii..

            Trzeba było wielu lat, by dostrzeżono, że w Krakowie znajdują się unikalne na skalę europejską fortyfikacje z XIX wieku. Odegrały one kluczową rolę w bitwie o Kraków podczas I wojny światowej. Co ciekawe – w znacznym stopniu są bardzo… polskie.  Wiele umocnień zostało zaprojektowanych przez Polaków w służbie austriackiej. Materiały budowlane były lokalne, z kolei prace wykonawcze  to dzieła firm krakowskich, małopolskich oraz ze Śląska Cieszyńskiego. W załodze fortecznej było też wielu Polaków. Np. dowódcą sztabu w czasie obrony miasta w 1914 roku  był Stanisław Haller, kuzyn generała Józefa Hallera.

Warto też zauważyć, że w przeciwieństwie do warszawskiej cytadeli, która pilnowała, by mieszkańcy nie buntowali się przeciw władzy rosyjskiej, działa fortów twierdzy Kraków nigdy nie były skierowane w stronę miasta, lecz do jego obrony przed zewnętrznym wrogiem.

Początki Twierdzy Kraków sięgają połowy XIX wieku. Wtedy to dawna Rzeczpospolita Krakowska została bezpośrednio włączono do austriackiego imperium. Kraków był miastem z jedynymi mostami drogowymi i kolejowymi na Wiśle na długości ponad 200 kilometrów. Zatem stał się punktem strategicznym strzegącym drogi na południe w kierunku okręgu przemysłowego na Śląsku Cieszyńskim i dalej przez Bramę Morawską w kierunku Wiednia.

            Pierwsze prace ruszyły w roku 1849 i kontynuowano je do wybuchu I wojny światowej. Wraz z rozwojem artylerii i wzrostem zasięgu dział forty Twierdzy Kraków modernizowano. Pierścień najnowszych fortów, trzeci z kolei był już bardzo odsunięty od centrum miasta. Miał obwód 57 kilometrów, czyli więcej niż twierdza przemyska lub słynne francuskie Verdun.

            W  listopadzie i grudniu 1914 roku forty odegrały swoją rolę w powstrzymaniu ofensywy rosyjskiej armii. Nie tylko jako zaplecze dla wojsk walczących na froncie. Na długości 30 kilometrów stały się częścią linii frontowej, biorąc czynny udział w walkach grudniowych.

Elementy składowe Twierdzy Kraków

            Twierdza Kraków, to były nie tylko forty, ziemne szańce lecz także całe zaplecze. W tym liczne budynki koszarowe dla żołnierzy kierowanych do fortów tylko w czasie ćwiczeń lub wojny. Ponadto: arsenały, magazyny, szpitale, lotnisko, baza flotylli rzecznej i wiele innych obiektów. Wiele z nich istnieje po dziś dzień, liczne niestety zniknęły, zostały zburzone w ostatnich latach.

Wiele budowli fortecznych jest opuszczonych i zdewastowanych. Niektóre wręcz straszą swym wyglądem. Część trafiła w prywatne ręce i służą jako biura lub placówki naukowe i na ogół się niedostępne dla zwiedzających. Budynki zaplecza z kolei przekształcono na szpitale, budynki uniwersyteckie, Bibliotekę Miejską . Warto pamiętać, że Zamek Królewski na Wawelu również był częścią twierdzy jako cytadela, ale budzi zainteresowanie oczywiście z innych powodów.

Czy zatem można zwiedzić obiekty Twierdzy Kraków, a jeśli tak, to w jaki sposób?

Można udać się na Wawel i tym razem skupić uwagę na zewnętrznych umocnieniach z bastionami od strony ulicy Kanoniczej. Następnie zobaczyć budynek dawnego szpitala. Z kolei na dziedzińcu arkadowym obejrzeć fotografie pokazujące rezydencję królów polskich przekształconą w budynek koszarowy.

            Można też wyruszyć na kopiec Kościuszki otoczony pozostałościami fortu niegdyś przeznaczonego do obrony okrężnej. Jest to jednak miejsce oblegane przez licznych turystów pragnących wspiąć się na Kopiec i podziwiać panoramę Krakowa.     

            Naszym zdaniem warto udać się poza centrum Krakowa i zwiedzić jeden z fortów zewnętrznego pierścienia. Są to forty związane z obroną miasta przed armią rosyjską w 1914 roku.

Zdecydowanie odradzamy zwiedzanie opuszczonych fortów. Osoba nieobeznana z obiektami może narazić się nawet na wypadek. Powodem jest brak zabezpieczeń wewnątrz zdewastowanych konstrukcji. Ponadto poruszanie się utrudniają zalegające śmieci i można nie zauważyć na czas przeróżnych otworów pod własnymi stopami.

            Godnym polecenia jest natomiast odwiedzenie fortów stanowiących prywatne Muzeum Twierdzy Kraków, które powstało w roku 2008. Jego założycielem jest Fundacja Aktywnej Ochrony Zabytków Techniki i Dziedzictwa Kultury „Janus„.

Do Muzeum Twierdzy Kraków należy 6 najciekawszych pod względem historii i architektury fortów zewnętrznego pierścienia obronnego.

Są to:

            Fort 44 „Tonie”

– mający swoje początki w 1874 roku. Przekształcony w fort pancerny, tj. wyposażony w unikalne 4 wieże pancerne, których wyprodukowano tylko 10 sztuk. Wspomniane wieże są unikalne na skalę europejską i by zobaczyć podobne należałoby udać się do wspomnianego wcześniej Verdun.

Niewątpliwą atrakcją poza dobrze zachowanymi pancernymi  wieżami wysuwanymi jest jeden z najdłuższych w Twierdzy podziemny korytarz. To tzw. poterna, licząca 127 m i prowadząca do czołowych stanowisk obronnych przy fosie.  Fort ten jest też jedynym fortem, który nie padł ofiarą powojennych działań złomiarzy. Dlatego zachował wiele bezcennych elementów pancerza, krat, okiennic. Jest też jedynym z zachowanym otoczeniem, które też stanowiło część fortyfikacji i pełni funkcję muzealną razem z opisanym dalej Fortem Barycz. Obecnie teren przekształcił się w piękny naturalny park, bogaty w różnorodną florę i faunę. Fort 44 „Tonie” jest jednym z dwóch najczęściej i regularnie udostępnianych. Drugim jest wspomniany Fort 50 1/2 „Barycz”.

            Fort 50 1/2 „Barycz”

– fort pancerny z lat 1897-1898 jest jednym z najlepiej zachowanych obiektów Twierdzy i wewnątrz znajduje się ekspozycja muzealna przedstawiająca historię Twierdzy Kraków, jej udziału w walkach 1914 roku. Są tutaj również wystawy czasowe poświęcone jednemu z największych moździerzy I wojny światowej, tzw. „Chudej Emmy” kalibru 30,5 cm oraz historia teatru polowego. Poterna tego fortu jest znacznie krótsza niż w Toniach, jest jednak bardzo atrakcyjna, jako jedna z najgłębiej położonych w krakowskiej Twierdzy. Jeszcze kilka lat temu niedostępna, zalana wodą, obecnie prowadzi do fosy, gdzie polscy naukowcy po II wojnie światowej przeprowadzali eksperymenty  z pierwszymi polskimi rakietami meteorologicznymi.

            Fort „Krępak”

– na krakowskich Bielanach, powstał jako jeden z ostatnich tuż przed I wojną światową. Był to fort nowego typu tzw. rozproszonego, czyli część bojową oddzielono od koszarowej. „Krępak” jest dobrym punktem wyjściowym do spaceru do Lasku Wolskiego, gdzie można zobaczyć inne struktury związane z Twierdzą jak dawne szańce ziemne i magazyny amunicji. Fort ten nie jest przekształcony w obiekt muzealny, dlatego też jest udostępniany znacznie rzadziej, w przypadku większej grupy osób można go zwiedzić po uprzednim kontakcie mailowym.

            Fort 49a „Dłubnia”

– obiekt pancerny powstały w latach 1892-96. Chociaż nie brał czynnego udziału w walkach związana z nim jest ciekawa historia z okresu międzywojennego. Najprawdopodobniej tutaj znajdowała się radiostacja nasłuchowa, która przechwytywała meldunki nadawane przez Niemców w słynnym kodzie Enigma. Przechwycone meldunki posłużyły polskiemu kontrwywiadowi do złamania Enigmy. W przeciwieństwie do Fortu „Tonie”, Fort „Dłubnia” padł ofiarą oficjalnych wojskowych złomiarzy po II wojnie światowej, którzy doprowadzili do poważnych pęknięć konstrukcji. Obiekt ten można zwiedzać okazjonalnie.

            Fort 51 „Rajsko”

– fort artyleryjski, wzniesiono w 1874 roku, reprezentuje typ wcześniejszych fortyfikacji. W grudniu 1914 roku brał aktywny udział w obronie miasta przed atakiem armii rosyjskiej od strony Wieliczki. Rosjanie go wtedy ostrzelali.  Zwiedzanie tego fortu odbywa się na podobnych zasadach jak Forty „Krępak” i  „Dłubnia”.

            Fort 53a „Winnica”

– szósty z fortów Muzeum Twierdzy Kraków, to fort pancerny obrony bliskiej powstały w latach 1898-1899.  Fort ten wyróżnia się od pozostałych tym, że jest jednym w Krakowie typu górskiego tj. fortem gdzie fosę i poternę musiano wykuć w skale, na której wznosi się fort. Położony na zachodnich obrzeżach miasta Fort 53 a „Winnica” nie wziął udziału w walkach o Kraków. W latach II wojny światowej Niemcy mieli tu przetrzymywać jeńców z Armii Czerwonej. Fort ten podobnie jak Forty „Krępak”, „Dłubnia” i „Rajsko” udostępnia się rzadziej, w przypadku większej grupy zwiedzanie można zorganizować po uprzednim kontakcie mailowym.

Aktualne wyzwania

            Obecnie przed Muzeum Twierdzy Kraków stoi szereg wyzwań. Miasto oczekuje wysokich czynszów jak za przestrzeń komercyjną. Tymczasem na codzień trwają niekończące się prace konserwatorskie i dbanie o zieleń, gdyż współcześnie forty ze swoim bezpośrednim otoczeniem stały się małymi parkami, gdzie niezbędne jest  usuwanie zwalonych drzew, przycinanie hektarów trawy i krzaków.       

      Zainteresowanie fortami Muzeum jest coraz większe i dla wielu podróżujących jest to ciekawa propozycja na spędzenie czasu w Krakowie, z dala od najbardziej „zadeptanych” miejsc.

Posiadamy uprawnienia do oprowadzania po fortach: „Tonie” i „Barycz

Autor tekstu i zdjęć: Tomasz Walczyk (przewodnik po Krakowie i po wspomnianych fortach).

Zapraszamy do kontaktu: info@slowtravel.pl

Muzeum Twierdzy Kraków

 

 

 

Fort Tonie